Wspominałam w poprzedniej notce o Węgrach, jest ich tu
całkiem sporo [albo po prostu są widoczni;]. Część z Was na pewno pamięta
Nikolettę, która na trzecim roku przyjechała do Krakowa na Erasmusa i chodziła
na zajęcia z KRiNS-em, choć w Budapeszcie studiowała filologię ukraińską. Albo
przynajmniej pamięta wielojęzykową imprezę na Dietla na klatce schodowej z
widokiem na Wawel? Bo baletów w Łubu-Dubu to niektórzy na pewno nie pamiętają
;) Okazało się, że Niki robi teraz magisterkę w Puszkinie. Wpadłyśmy na siebie
na schodach już w dniu przyjazdu. Ciężko stwierdzić, kto był bardziej
zaskoczony – my czy ona ;)
Skoro już ustaliliśmy, że świat jest mały, to wróćmy do
naszego akademika. Współlokator jednego z Polaków, Węgier Adam, pracuje w
węgierskiej knajpie i wczoraj po południu na forum pojawiło się takie
ogłoszenie: właściciel knajpy zaprasza wszystkich Polaków na kolację. Od razu
padło pytanie, czy zdaje sobie sprawę, że Polaków jest tu około 50-u, ale
podobno był uświadomiony. Ze względu na ograniczoną pojemność lokalu lista
została zamknięta po 25 zgłoszeniach (trwało to raptem kilka minut;).
Nie wiedziałyśmy czego się spodziewać po tej imprezie. Większość
osób, z którymi rozmawiałam, przyszła na kolację z pustym żołądkiem, choć cały
czas żartowałyśmy, że na stołach będą tylko krakersy. Wchodzimy, a tam puste
stoły, na których za moment wylądowały dwie butle wódki. W następnej kolejności
szkło i chipsy.
Niektórym średnio się uśmiechało picie na pusty żołądek, ale
atmosfera zaczęła się robić ciekawa. Część rozmawiała z Węgrami, część
namiętnie grała w piłkarzyki, a wszyscy czekali na gulasz. Ale gdy już się
pojawił… nie wiedziałam, że mięso w gulaszu może być takie dobre, ani twarde,
ani gumiate. Chleb też był wyjątkowy, bo był normalny. Moskiewskie wyroby
chlebopodobne nie umywają się na naszego pieczywa!
Tyle zostało z drugiej miski gulaszu, zanim się zorientowałam, że powinnam zrobić zdjęcia! |
Część dziewczyn zmyła się wcześniej w poszukiwaniu jedzenia,
część o północy, by zdążyć na ostatnie metro (ja osobiście zaczynałam już
przysypiać po zarwanej niedzielnej nocy, niektórym przestało odpowiadać
zachowanie wstawionych gospodarzy). Ale kilka osób zostało z zamiarem zabawy do
rana, zwłaszcza, że zaraz przed dwunasta zaczęły się tańce.
Przy okazji dowiedziałam się wczoraj, że część osób z
Puszkina czyta tego bloga i aż mi głupio teraz pisać;) A niektórzy czytelnicy z
Polski narzekali na mało treści w notkach, więc dziś dostaliście elaborat.
Ktoś ma jeszcze jakieś uwagi, wnioski, zażalenia i pomysły? To
proszę o info w komentarzach:)
Pozdrawiam, Klara
gulasz to było węgierskie niebo w gębie
OdpowiedzUsuńjuli julia
W Polsce też dobry gulasz robimy ;-)
OdpowiedzUsuńJak będę mieć okazję, to porównam ;)
Usuńale że 25 osób się upiło 2 butelkami wódki? :P
OdpowiedzUsuńOj nie, jedyne, czego na tej imprezie na pewno nie brakowało, to wódka!
Usuń- Jak się może dogadać Polak z Węgrem?
OdpowiedzUsuń- Przy wódce po rosyjsku
http://i45.tinypic.com/20jpr9v.jpg
OdpowiedzUsuńNo właśnie, tylko jak dziewczyny próbowały wczoraj wznieść toast to wyszło im: "i do wódki, i do szklanki" :)
Usuń