piątek, 28 czerwca 2013

Ostatnia noc w Moskwie


Jeśli Julia byłaby jeszcze w Moskwie skreśliła by dziś 108 kratkę w notesie. Ja notesu nie mam, obwieszczam Wam więc tu: nie wiem, jakim cudem tak szybko to przeleciało! Trzy i pół miesiąca pełnych postaci, wydarzeń, przygód, zaskoczeń, niespodzianek i rozczarowań. Tyle razy miałam dość tego miasta: tłumów, brudu, metra, biurokracji... Nie sądziłam, że można tęsknić za możliwością segregowania śmieci czy podejściem do półki w Auchanie. Przyzwyczaiłam się do przechodzenia na czerwonym świetle, rozpychania łokciami i nie przepraszania, gdy się kogoś potrąci. Zatraciłam umiejętność rozróżniania dni tygodnia (bo tu zawsze wszystko wyglądało tak samo, sklepy, remonty 24/7), nie cieszyła perspektywa piątku, i nie smuciła - poniedziałku. 

Z drugiej strony mam teraz mnóstwo moskiewskich wspomnień! Nigdy nie żałowałam i nie żałuję wyjazdu na stypendium. Jeśli chodzi o stronę naukową to trochę zawiodły mnie zajęcia, zdecydowanie bardziej - tutejsza biblioteka i podejście "promotorów" do nas i naszych prac. 

A pożegnanie Moskwa zorganizowała nam niczego sobie ;) Cały dzień było gorąco i duszno, a przed 22 zaczęło się intensywnie chmurzyć. Szybko wracałam z zakupów, bo wiem już, jak potrafi tu lać. I niedługo po tym jak przyszłam do pokoju zaczęły padać wielkie krople deszczu, by za moment zmienić się w ścianę wody. Niagarę z błyskawicami i grzmotami. Pierwszy raz (choć burze są tu częstym zjawiskiem) waliło piorunami tak blisko, że aż wyłączyłam z prądu komputer, choć to tutaj jest bezsensowne. Lało długo, a teraz czarna, mokra i rozświetlona żarówkami Moskwa wygląda dużo ładniej, niż za dnia. Dobrze by było jeszcze kiedyś tu wrócić!

Do zobaczenia w Polsce!
Klara

wtorek, 25 czerwca 2013

Biznes jest biznes!

Do trzech razy sztuka :)
Moskiewska zależność: im więcej pracowników, tym mniej pracują i ciężej ich zastać. Centrum Testowania zajmuje chyba 8 gabinetów na 4 piętrze, ale przy dobrych wiatrach można zastać kogoś w jednym - maksymalnie dwóch. Najczęściej wszystkie są pozamykane.

Ale byłam dzielna i oto mam zapas certyfikatów. Mimo zapowiedzi egzaminatorki, że wyniki z części pisemnej najprawdopodobniej będą niższe (po ingerencji naczelnika Centrum), u mnie i Julexa wszystko pozostało bez zmian. Jestem więc ostatecznie rozliczona z Instytutem!

A takie cuda się tu dzieją ostatnio na niebie. Gorąco i duszno było dziś niesłychanie, błyskawice strzelają po bokach, wiatr zawiewa pachnący deszczem, ale jak na złość nie chce lunąć. Przydałoby się trochę orzeźwienia! 

Pozdr!
Klara

sobota, 22 czerwca 2013

Świadectwa odebrane?

Bo nasze tak! Oczywiście nie obeszło się bez problemów biurokratyczno-papierkowych, ale nie ma się co dziwić, skoro (wg mnie) w Instytucie jest więcej gabinetów, sekretariatów i księgowości niż sal wykładowych. Czasami mam takie wrażenie, że tu pracuje więcej urzędników niż uczy się studentów. I na dodatek jak oni pracują! Spóźniają się, wychodzą wcześniej, resztę roboczego dnia (oprócz przerwy obiadowej) spędzają na papierosie albo na herbatce u koleżanki w pokoju obok. W głowie mi się nie mieści, że płacą im za to. Gdyby nie surowce naturalne ten kraj dawno by splajtował, oj tak.

Na świadectwie mamy same piątki... Wszyscy wykładowcy ciągle powtarzali, że jesteśmy silną grupą, ale nie byli w stanie zaproponować nam zajęć na takim poziomie, żebyśmy coś z nich wynieśli. Na nowych słowach i znaczeniach, które miały traktować o żargonie, czytaliśmy fragmenty współczesnych powieści rosyjskich i musieliśmy przekładać je z trudnego rosyjskiego na prosty rosyjski (typu: dodać gazu [trudny polski] na przyspieszyć [łatwy polski]). Nóż się otwierał w kieszeni, ale nie szło przekonać gościa, że to nas nudzi.

Zajęcia z leksyki na początku bardziej mi się podobały, bo omawialiśmy te czasowniki, które wskazaliśmy jako problematyczne dla nas - wszystkie je przerobiliśmy swego czasu w Polsce, ale co innego znać zasady, a co innego używać w mowie ;) Taka powtórka mi się podobała. Tylko dlaczego ćwiczenia robiliśmy z książki, którą na UJ przerabialiśmy na 3 roku? A że poszło nam szybko (Jaka silna grupa! Zrobiliście zadanie bezbłędnie!) to przeszliśmy do reszty czasowników z podręcznika. To był już elementarny poziom, więc wiało nudą i stęchlizną.
urocze sale z niewygodnymi ławeczkami i Karolina za biurkiem

a wystrój sal niczego sobie...

Nie, stęchlizną wiało podobno na Kluczowych tekstach rosyjskiej ustnej kultury, ja tam siedziałam zawsze w ostatniej ławce, więc do mnie nie dolatywało;) Oglądaliśmy kultowe filmy radzieckie na tych zajęciach, i omawialiśmy cytaty z nich, które przeniknęły do życia codziennego. U nas na czymś takim trzeba by pewnie zacząć z "Seksmisji". Chyba że znacie inny polski film, częściej cytowany? 

Było jeszcze realioznawstwo ze starym komunistą, język biznesu z zakręconą dziekan naszego wydziału. I oczywiście praktyka mówienia z Tatianą, najbardziej normalne zajęcia. Tekstów czytaliśmy mało, głównie oglądaliśmy współczesne filmy rosyjskie. Tatiana co kilka- lub kilkanaście minut zatrzymywała DVD i musieliśmy opowiadać, co się wydarzyło do tej pory, co czują bohaterowie, jak myślimy - co będzie dalej itp. Często można było się pośmiać, z Tatianą też zawsze można było się dogadać. Dlatego też w poniedziałek spotkaliśmy się wieczorem na pamiątkowe zdjęcie i pożegnalną "herbatkę" :)
najniższe zdjęcie: Juli, Klarr, Justyna, Tatiana, Nadia, Karolina, Kamil

bardzo mądra teraz Klara

piątek, 21 czerwca 2013

Akademik pustoszeje

Nadszedł czas wyjazdów. Najbardziej spektakularni byli Chińczycy: wyjeżdżali grupami z takimi tobołami, że psuły się windy, a do tych działających nie dało się wejść. Stosy walizek, kartonów, siat (takich wielkich kraciatych, jak u Wietnamców na targu) i plecaków wyrastały pod windami i na schodach przed akademikiem, a wesoła i głośna śniada gromadka próbowała upchnąć to wszystko do taksówek i samochodów dostawczych. 

Azjatycki exodus trwał kilka ostatnich dni. Czego oni nie wywozili! Nie wiem, jakim cudem pomieścili w swoich pokojach tyle rzeczy: nie tylko ciuchy, ale też telewizory i sprzęt grający, mikrofalówki czy inne kuchenki, grzejniki elektryczne, odkurzacze...
co Juli ma w walizce?

zezwolenie na wyniesienie bagażu z akademika

Pożegnalny ryż z bardzo-a-nawet-podwójnie-drogim-amerykańskim sosem ;)

Coraz częściej i gęściej wyjeżdżają też Polacy z letniego semestru (za to przyjeżdżają nowi na dwutygodniowe kursy językowe). W środę Juli zaprosiła mnie na nasz ostatni wspólny pożegnalny obiad, po czym domknęła walizkę i wymeldowała się z akademika. Razem z Karoliną wracały autokarem przez Rygę do Warszawy. W momencie, gdy to piszę, Julia zajada już domowe roladki w Krakowie, a Nadia leci do Pragi (dzisiaj rano odprowadziłam ją na Dworzec Białoruski).
Juli, Klarr, Nadia, Karolina

Na razie jestem sama w pokoju, ciekawe kiedy mi dorzucą jakąś Rosjankę (generalnie obcokrajowców nie umieszczają na naszym nigdy-nie-remontowanym piętrze;) i zastanawiam się, czy upchnę moje klamoty do walizki? I czy będę w stanie ja potem podnieść?! To są dopiero "Trudne sprawy"!

We wtorek Kasia, Wowa i Wania zaprosili nas na pożegnalne spotkanie na Patriarszych Prudach. Przeszliśmy potem Twerską na Plac Czerwony zrobić zaległe zdjęcia;) Dostałyśmy też przepiękne pamiątki... a myślałyśmy, że chłopaki żartowali z tymi tacami... ;D


Klara:)

środa, 12 czerwca 2013

Koniec moskiewskich wakacji

Doris i Michał odlecieli dziś do Polski, a po ich wizycie zostały tylko zdjęcia (nie licząc salami z Biedronki - ile Wy tego przywieźliście ze sobą?!). Ciekawa jestem ich galerii na FB, a tymczasem wrzucam kilka swoich migawek :) 
wycieczka do Władimira z Nadią i Tomaszem
Władimir
na Wróblowych Wzgórzach z widokiem na Łużniki
kłótnie małżeńskie ;)
Park Gorkiego
Skromnie, bo jakoś nie miałam natchnienia do fotografowania, w końcu miałam przy boku artystycznego cykacza ;) 
Klara

czwartek, 6 czerwca 2013

I nadszedł ten dzień...

...który będą wspominać przyszłe pokolenia. Oto bowiem w środę o zmroku dotarła do Moskwy para szpiegów ze stołecznych miast Polski!
A wraz z nimi dotarła do mnie przesyłka z GŁG, co zaskakujące - wszystko przetrwało lot w stanie nienaruszonym, za wyjątkiem dwóch konserw, które znajdują się w stanie ciężkim, ale stabilnym :)
Jak ja to doniosłam do akademika - nie wiem, chyba siłą woli. A o ile się spóźniłam w czwartek na spotkanie z M&D lepiej przemilczę ;) Za to złaziliśmy całe centrum, tylko do Lenina nie udało się dostać - trwają przygotowania do Dnia Rosji.

Mam nieodparte wrażenie, że w najbliższym czasie nie będzie mi dane się wyspać! Ale to moja chroniczna choroba moskiewska :D
Pozdrawia 
Klarr 

środa, 5 czerwca 2013

Dzień dziecka

Podobno u Was wieje chłodem i deszczem? Żaden problem, zapraszam do Moskwy! Nie zapomnijcie tylko o filtrach przeciwsłonecznych i przygotujcie się na krótkie, ale intensywne burze :)

Dziś fotorelacja z dnia dziecka. Chciałam się wybrać do parku Kołomienskoje, a Czesi zaproponowali wyjście do delfinarium w ZOO. Średnio mi się podobała ta opcja, bo nie wierzę, że podczas tresury zwierzętom nie dzieje się krzywda (choć pracownicy delfinarium co najmniej dwa razy zapewniali, że nie stosują przemocy podczas szkoleń). Wejście do ZOO mamy jako studenci bezpłatne, a sam pokaz kosztował nas 20 rubli od łebka. 



Po ZOO poszłyśmy z Karoliną na czeburieki i pojechałyśmy do parku/posiadłości ziemskiej Kołomienskoje. Okazało się być ogromne (dużo większe niż Carycyno) i dzięki temu tłum tak nie przytłaczał, jak w mieście. Nie zdążyłyśmy obejść całego parku, nie dotarłyśmy do najważniejszej części ;) ale i tak sporo zobaczyłyśmy i zdążyłyśmy się przypiec na słońcu, choć pora była mocno popołudniowa. Tutejsze lasy, krzaki, cerkiewki i bulwary cieszą się sporą popularnością fotografów ślubnych, z dziesięć razy mijałyśmy nowożeńców z gośćmi podczas sesji.



Pozdrawiam,
Klara